O zazdrości słów kilka

Hej :)

  Dziś będzie poważnie. Problem dość powszechny. Nasłuchałam się dużo o tym, rozmawiałam ze znajomymi, znam temat z zewnątrz i z autopsji. Myślę, że warto go poruszyć.

       Zazdrość.

  Uczucie, które zabija i wyniszcza psychiczne. Jest potrzebna, ale w granicach rozsądku. Tylko gdzie się kończą granice? To tak samo jakby spytać, w którym momencie to już jest zdrada? Kwestia sporna, temat płynny.

Są różne rodzaje zazdrości.

  Zazdrościmy koledze/koleżance, że lepiej mieszka, lepiej się ubiera, ma lepszą pracę, ciekawiej spędza wolny czas, ma możliwości, większą wypłatę, wspanialszy związek i ogólnie wszystko co najlepsze. STOP.
  A jeżeli nic w rzeczywistości nie jest takie, jak się wydaje?


  Wiecie co? Nie jeden raz w życiu pozory potrafią zmylić. W przyrodzie nic nie ginie. Coś nam idzie lepiej, coś innego gorzej. Nie jest nigdy idealnie. A z drugiej strony - czy nieidealnie oznacza źle? Przeważnie czyjeś życie wydaje Nam się bardziej atrakcyjne. A nasze, mówiąc kolokwialnie "do dupy". Mało kto potrafi docenić to, co mamy. No, teraz może jest kult pozytywnego myślenia i innych takich. Ale teoria często idzie swoją drogą, a życie swoją. Wiem, że czasem bywa ciężko. Czasem czujemy się jakbyśmy właśnie sięgnęli dna. I zazdrość Nas dobija. Jest takim gwoździem do trumny, bo popadamy w pewną spiralę, z której ogromnie trudno jest się wyplątać.

  Dużym problemem jest zazdrość w związku. Związek - dwoje ludzi, często totalnie różnych, żyjących ze sobą mimo tego, że wiele ich dzieli. Zmieniają się dla siebie, docierają, jest pięknie. I wtedy pojawia się zazdrość. Albo nie. Jeżeli jest obustronna lub nie występuje z żadnej ze stron - jest "okej". Ludzie rozumieją się wzajemnie.

  Ale co wtedy, gdy tylko jedna ze stron jest zazdrosna? Wtedy zaczynają się schody. Kłótnie, żale, ogromny stres, brak zrozumienia, wzajemna niechcęć i pretensje. Czasem ta druga strona faktycznie jest bez winy. Nie zdradza, nie flirtuje, nigdy nie dała żadnego najmniejszego powodu do podejrzeń. Wtedy ten problem siedzi tylko i wyłącznie w czyjejś głowie. Trzeba to przepracować, poszukać źródła pochodzenia lęków i obaw, jakoś razem przez to przebrnąć.

  A gdy druga strona daje lub dawała podstawy do podejrzeń? Tutaj sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana. Jest to tak obszerny temat, że ... Zresztą, wie to ten, który stracił do kogoś zaufanie. Jak trudno jest odbudować, naprawić, posklejać.

  Opiszę Wam historię pewnego związku. Z życia wzięte, nie będe zdradzać personaliów, ale posłuchajcie. Poznali się, zakochali. Bum. Serduszka w oczach, unoszenie się nad ziemią. Okres "ŁAŁ". Z czasem przyszła właśnie wyżej wspomniana zazdrość. I popsuła im życie. A wszystko przez kompleksy. Przez drobiazgi, które urosły do rangi WIELKIEGO PROBLEMU. Para zaczęła się od siebie oddalać. Ona zaczęła rzucać oskarżania każdego dnia, On uciekał w nadziei, że po prostu przestanie. Liczył po cichu, że problem się rozejdzie  "po kościach", że Ona sobie poradzi. Nie poradziła sobie. Dodatkowo, wierzcie lub nie, ale świat dziewczyn/kobiet jest brutalny. On cały czas wmawiał Jej, że to tylko w głowie. Że to wymysły. Ale ciąglę pojawiały się w Jego otoczeniu "chętne" kobiety. Co silnie łechtało Jego ego. A Ją dołowały coraz bardziej. Koledzy Mu mówili, jesteśmy tylko facetami, dwuznaczności czy trochę flirtu jeszcze nikomu nie zaszkodziły. Ona miała wrażenie, że się wykończy. Myślała, że może faktycznie co było kiedyś - minęło, oleje temat i będzie szczęśliwa, że da radę. Ale dobijało Ją to coraz bardziej. Aktualnie jest w totalnej rozsypce, a ja nie wiem jak Jej pomóc. Wiem, że On nie jest bez winy i korzysta ze swojego powodzenia. Traktuje kontakty z kobietami na kształt hobby, jest dla Nich niczym książe z bajki. Ale kocha swoją kobietę. I nie wie, że rani. Nie był nigdy w odrwotnej sytuacji. A Ona kocha Jego, do szaleństwa. Ale zabija Ją powoli ta sytuacja. Wie, że może czasem przesadza, ale nie wymyśliła sobie nic. Liczy na pomoc. Jego pomoc. I współpracę z tym temacie. Potrzebują pomocy. Oboje. I tak oto brak zrozumienia, niepewność, zazdrość rozbijają związek dwojga ludzi, którzy wydawali się być dla siebie stworzeni. Nie. Nie wydawali się być. Oni są dla siebie. To wiem na pewno.

  Ciśnie mi się teraz na usta "Zbieżność osób i nazwisk jest przypadkowa" ;) ale przecież nie podałam nazwisk. Więc powiem jeszcze tylko, pomyślcie o tym. Czy nie krzywdzicie przez przypadek bliskiej osoby? Czy nie krzywdzicie siebie, cały czas się porównując?

"Wejdź na pierwszy stopień,
nie musisz widzieć całych schodów,
po prostu wejdź na pierwszy stopień"

Martin Luther King

O tym też pomyślcie :)

   Dobrej nocy. Oby jutrzejszy dzień przyniósł nowy, dobry początek.













Komentarze

  1. No cóż, zazdrość to rzecz ludzka :] Czasem działa bardzo pozytywnie :]

    OdpowiedzUsuń
  2. No to już zależy na kogo działa pozytywnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytam i czytam... zazdrość jest okropna, ale przedstawiona przez Ciebie sytuacja niestety już zupełnie pokazuje jej negatywne oblicze; bardzo mi szkoda tych osób, wbrew pozorom obojga, bo ostatecznie ucierpi jedno i drugie. Choć myślę, że już cierpią oboje, bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  4. Może masz rację przedstawiam różne sytuacje drastyczne Ale tylko tak można dotrzeć do ludzi. Do Nas wszystkich docierają mocne rzeczy. Tylko one potrafią Nami potrząsnąć. Wtedy wychodzi z ludzi empatia dopiero .

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty